Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/297

Ta strona została przepisana.

rozlewisko rzeki i podsunęli się szczęśliwie pod same okopy moskiewskie. W powrocie, wykonawszy pilnie lecenie, zaplątali się w walkę. Większy oddział nieprzyjacielski dopadł ich, usiłował otoczyć i zabrać do niewoli. Legioniści uderzyli bagnetami zaciekle i z taką brawurą, że zdołali się przebić. Nie wszyscy. Jasiołd, obsaczony przez kilku Moskali, bronił się do upadłego. Godząc weń ze wszech stron, żołnierze moskiewscy wołali.
Brosaj orużje, szczenok! Brosaj! Ej, ty, szczenok!
Znając język rosyjski, młody piechur dotknięty został do żywego zelżywem przezwiskiem „szczeniaka“. To też postanowił krwawo zmyć zniewagę. Uderzył w nich z szalonym impetem, w uniesieniu rozkoszy pierwszej walki. Ale pchnięty kilkakroć i z wielu stron, uderzony kolbami w głowę, stracił przytomność i runął na ziemię.


Słychać było wciąż w Debrzach za dnia i w nocy tępe łoskoty, idące ziemią. Ludzie ze wschodu, zdala jechali w popłochu obładowanemi furami, lub ciągnęli piechotą, pod przymusem, popędzając krowiny i szkapska, a na plecach dźwigając toboły. Trwoga padała na wsie i dwory, gdyż łoskot zbliżał się, wyraźniał, przeradzał w oddzielne huki. Raz wraz ktoś przybywał z wieścią przeraźliwą, raz wraz padał rozkaz wojskowych władz austryackich. Właściciele Debrzów zabierali się do ucieczki, gdy wieści nadchodziły coraz groźniejsze. Pochowano rzeczy cenne, za-