Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/310

Ta strona została przepisana.

nasyp rozkopie. Jakiegoby tu użyć podstępu, jakim figlem wystrychnąć na dudków miłe to sąsiedztwo? Na wszelki wypadek przywołał Kaliksta, rozesłał na pochyłości gruzu swój kosztowny pled i, z mniemaną pieczołowitością, na tem improwizowanem posłaniu ułożył starego sługę. Kalunio cmokał po rękach jaśnie pana, nie przeczuwając, że jest cerberem, broniącym dostępu do skarbów podziemnych. Ludzie, w trzech norach starego zamczyska zgromadzeni, poznawszy dostojną osobę z pałacu, nie zażywali tak już bezkarnie swobody języka. Na wzór Kaliksta zaczęto po kątach, na chustkach, szmatach i gałganach układać dzieci do snu, rozpościerano sukmany i chałaty i na nich, chłopskim porządkiem, to znaczy pokotem, układano się do leniwego spania. Ktoś bąknął, że wartoby wywiercić dziurę w sklepieniu, a na wzgóreczku, (kryjówce pieniędzy), rozpalić ognisko. Pan Granowski głosem i gestami suwerena, potomka hetmanów i senatorów, zabronił nawet myśleć o tem, gdyż nieprzyjaciel mógłby dym spostrzec i legowisko wytropić. Zaległo milczenie, przerywane chrapaniem, które, w przerwach od huku dział, dawało znać o niewinności dzieci i beztrosce parobków. Stare babska, klęcząc w najciemniejszym kącie, szeptały modlitwy. Żydówka w pierwszej komorze biegała w kółko, lamentując nieprzerwanym szlochem. Urwis w wystrzępionych portkach i ojcowskim kapeluszu, rozradowany tą całą historyą, jak gdyby mu darowano Debrze z przyległościami, wyściubiał co chwila łeb z dziury na zewnątrz i pędem wracał, niebaczny na tęgie, nietylko rodzicielskie, ale i sąsiedzkie, kułaki.