Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/317

Ta strona została przepisana.

Pan Granowski musiał uznać ten obraz za rzecz samoistną w swej istocie, a nawet przyznał się wobec samego siebie do pomyłki w formule, jakoby wszyscy bez wyjątku troglodyci tego schowanka należeli do gatunku osła lub świni. Peleryna z frendzlami i kołpaczek ze strzelistym figlaskiem nadawały się do innej jakiejś kategoryi i żądały innej formuły, miały swą wzniosłość, do której nic dodać i od której nic odjąć nie było można, gdyby nawet całe to zjawisko zmierzyć zjadliwą męską drwiną.
Wysłańcy po zapasy wrócili, niosąc rozmaitą strawę. Jeden dźwigał w połach sukmany kartofle, wydobyte z kopców, ocalałych w alei poza dworem, i chyłkiem upieczone w zgliszczach. Inny taszczył w wiadrze, przy studni znalezionem, kiszoną kapustę. Ten — opalone bochenki chleba, wyrwane z jakiejś szafy na czworakach, jeszcze tlejącej. Tamten przydymione szynki i na pół zwęglone kiełbasy z dworskiej spiżarni o zgorzałych ścianach. Worki ich zawierały rozmaite pół-węgle, które się jeszcze dawały spożyć: zeskwarzone sery, spalone mięso, przyswędzone owoce, kiszone ogórki, które się ugotowały w swym własnym soporze, przepaloną mąkę, zgorzały owies... Tłum rzucił się na to dobro, w mgnieniu oka je rozszarpał i pożarł. Arystokrata patrzał na owo komunistyczne spożywanie półwęgli z wyniosłem lekceważeniem i stoicką, zaprawdę, obojętnością, gdyż wiedział dobrze, iż ma jeszcze w walizce niezłych zapasów na całą dobę. Spostrzegł również, że w workach przyniesionych znajdowały się nietylko zapasy żywności, lecz i przedmioty dworskie, rzeczy „skradzione“: posrebrzany