Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/320

Ta strona została przepisana.

wszystko stanęło mu w oczach. Przewinęła się również we wspomnieniu jego pracownia o dwu dużych oknach, obszerna, przestrona, niemal pusta izba w Krakowie. Okna aż do górnych szyb zasłonięte arkuszami woskowego papieru, wielki stół, na którym leżą rysownice i liniały, pulpit pochyły do rysowania, i wysoki stołek do pracy... W głębi pokoju olbrzymi model gipsowy szkoły rolniczej, buda w samym zarodku przeidealizowana, dzieło szalonego... Na ścianie fotografie Xenii i siwa głowa Mickiewicza... Narzędzia ciesielskie, stolarskie i mularskie, rozrzucone i rozstawione we framudze przeciwległej ściany... Obok długie i szerokie półki, pełne książek, wydawnictw we wszelkich językach z zakresu architektury, ogromne jakieś albumy... Na tejże ścianie jedyna fotografia ruiny świątyni Posejdona w Pestum.
Pan Granowski po raz pierwszy w swem długiem życiu zatrzymał wzrok na wspomnieniu tej izby i na wspomnieniu postaci, stojącej w głębi.
Kimże był ten człowiek? Czem był na świecie?
Dotąd dla osieroconego ojca był tylko nienawistnym mężem Xenii, rabusiem, który ją ze sobą porwał w otchłanie śmierci. Teraz nasunął się przed oczy, jako był odrębny, jako samoswój człowiek. Z głębi swej marzycielskiej pracowni, z pod bladego światła szyb przesłoniętych patrzał w oczy pana Granowskiego jego wzrok, zawsze dawniej uprzejmy. Ten człowiek nieistniejący stał teraz na drodze wyniosły i natarczywy, zuchwały i natrętny, jakby teraz dopiero i on śmiał mieć wolę, jakby i on, cień, zdolny był do żywienia zemsty.