minale i w tej kryjówce. Dosyć widoku! Przypatrzył się również sobie. Miał aż nadto dosyć. Nic ciekawego nie przewidywał już na przyszłość. Przeszłość zatruta była przez nieznośny wyrzut sumienia. Spać! Zapragnął śmierci. Pogłaskać Xenię dotknięciem drewien trumiennych! Powitać ją pocałunkiem całunów! Śmieszną wydała mu się trwoga ludzi wobec matki wieczystej... Przypomniało się zdanie starożytnego mędrca, które niegdyś spostrzegł był w szkicu Francisa Bacona p. t.: Of Death: „Pompa mortis magis terret, quam mors ipsa“. Teraz widział ją w całej istocie i prostocie, tę mors ipsa. Była dlań naturalna i upragniona, jak smak wody, lub pożądanie snu. Wyciągnął ręce i opierał je o zimne, mokre, cieknące sklepienie nawisłego muru. Nie myśleć już o głupstwach ziemi! Przejść dokonaniem tę sprawę między doczesnymi zabiegi i spokojem! Na wargach spalonych przewijał się szept niegdyś zasłyszany, a zawierający jedyny sens, słowo prawdziwe, wzdychanie z ziemi wszystkich kości pogrzebionych: „Oświeć oczy moje, abym nigdy nie zasnął w śmierci“... Już tam być! Tam! W „domu“!
Lecz i w tym „domu“ leżał obcy, przybysz, uzurpator. I tam przedzielał ojca od córki. Jeszcze inna przeciwność nasunęła się teraz przed oczy: front moskiewski. Oddzielił go od Krakowa, od krakowskiego cmentarza i od „domu“. Pocóż było przybywać w to miejsce przeklęte, ażeby zgotować sobie taką przeszkodę? Tak, aż do ostatniej minuty śmiał się szatan...
Pan Granowski wydobył notes i na wyrwanej kartce pisał zlecenie do ludzi, którzy będą ciągnąć do
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/337
Ta strona została przepisana.