w grube futerko, — aż trudno mu było nachylić się do wnętrza kuferka. Zaintrygowały go, rzecz prosta, papiery Nienaskiego. Chwycił je w swe grube, futrzane rękawice i zaczął szybko przeglądać. Zobaczywszy plany, rysowane na woskowanym papierze, wskazał na nie panu Granowskiemu wielkim palcem rękawicy i groźnie zapytał:
— Co to jest?
— Są to plany architektoniczne, rysowane na wiele lat przed wojną przez mego zięcia.
— Co za plany?
— Był to architekt, człowiek bogaty. Miał zamiar budować rozmaite szkoły, instytuty, uniwersytety, akademie, kościoły.
— Weź to! — rzekł oficer do kaprala, wręczając mu cały zwój papierów Nienaskiego.
— Panie oficerze! Proszę o zwrot tych papierów, gdyż są to jedynie pamiątki rodzinne. Dlatego je przechowuję.
— Dam ja panu pamiątki rodzinne! — warknął oficer, wyszczerzając na petenta palisadę wyzłoconych zębów.
— Mogę udowodnić, że to są pomysły zgoła fantastyczne, rzeczy niewinne.
— Milczeć! Rozpatrzy się te niewinne plany.
W czasie tej rozmowy, którą pan Granowski prowadził, trzymając małą Zosię na ręku, w duszy jego obudziło się szczególne przywiązanie do tychże rysunków Nienaskiego. Nagle to wybuchło, jako erupcya niewiadomego uczucia. Postanowił za wszelką cenę odebrać z rąk sołdatów owe rysunki. Czuł w sobie
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/346
Ta strona została przepisana.