Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/350

Ta strona została przepisana.

zaraz, bo to sprawa bardzo pilna z pochówkiem tego sługi.
— Przyślę, — rzekł oficer.
Nosek Zosi czerwienił się na mrozie, choć cała jej figura aż do tegoż noska była szczelnie owinięta w pled zakrwawiony. To też milioner musiał rozgrzewać ten nosek pocałunkami. Dziewczątko boczyło się i krzywiło od ukłuć brody, nieogolonej w ciągu tygodnia, i od szorstkości wąsów, najeżonych, jak szypuły ostu. Wnet zadudniła ziemia, gdy nadbiegł ogromny sołdafon, niosąc na ramieniu szeroką, rosyjską łopatę. Pan Granowski dał Moskalowi guldena za fatygę, odebrał narzędzie i poszedł w kierunku grobu Kaliksta. Skoro tylko wszakże żołnierz się oddalił, kapitalista wrócił prędko do podziemi, pustych już zupełnie, posadził małą we framudze ocalałej ściany, otuliwszy ją pledem i swoim grubym płaszczem, a sam, wciąż wyglądając na zewnątrz, czy kto nie nadchodzi, co siły, co władzy w rękach począł swój skarb odkopywać. Ziemia w trzeciej komorze nie bardzo była zmarznięta, to też okute ostrze łopaty wnet stuknęło o wierzch skrzyneczki. Wyważywszy ją na zewnątrz, pan Granowski jednym zamachem łopaty odwalił wieko, wyciągnął schowane złoto, rosyjskie i amerykańskie walory, wrzucił tę całą zawartość do swej walizki, a pustą skrzyneczkę wpuścił do wnętrza dołu z powrotem, zasypał ją ziemią i udeptał po dawnemu miejsce. Wykonawszy to wszystko, wrócił z Zosią i walizką do prowizorycznej mogiły Kaliksta. Żołnierze bez broni łazili tam wszędzie dookoła. Kilku z nich pan Granowski przywołał znakami, umówił się