z nimi, żeby za sowite wynagrodzenie wydobyli z ziemi w Końskim Padole zwłoki biednego lokaja, przenieśli go na wzgórek w parku i wykopali mu tamże głębokie schronienie. Ponieważ wiadomo już było powszechnie, że komendant forytuje owego barina, i że ów barin szczodrze płaci za każdą usługę, wykonano sprawnie i prędko, czego żądał. W trakcie kopania grobu, pan Granowski, pracując wspólnie z żołnierzami, wdał się z nimi w rozmowę. Usiłowali mówić niby to po polsku, przypochlebiali się tą znajomością mowy. Jeden z nich perorował:
— Nu, a czego boją się Polaki, czego? Sami nie wiedzą. A boją się.
— Widać mają jakąś przyczynę, że się tak boją.
— Nie mają! Jakaż tu przyczyna? Sam papa rimskij pisał nam i zaprietił, cztoby my nie rostorgali Polakow.
— Papa rimskij? Patrzcie!
— Wierno. Papa rimskij. Ichnij ksiądz samyj wysokij, czto w Rimie sidit, pisał nam, szczaditie, goworit, Polakow...
— W Rimie powiadacie?
— Tak toczno, w Rimie, ot na południ, tam, gdie Turka.
— A jakże wam się podobają ci Polacy?
— Niczewo, naród on tichij, smirnyj, choroszij. Tolko ot...
— Cóż takiego?
— Żidiuga tut wsiem da wsiem, znajetie, zaprawlajet.
Rozmówki tego rodzaju toczyły się w trakcie
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/351
Ta strona została przepisana.