i nieprzeinaczonych. Wynikła z nich wiadomość, że w istocie Włodzimierz Jasiołd, wzięty do niewoli w starciu, gdzieś nad Nidą, przy przesłuchaniach po fanfarońsku zeznał, że jest „poddanym“ rosyjskim i okazał na dowód prawdy jakąś gimnazyalną matrykułę siedlecką, stwierdzającą tożsamość jego osoby. Wobec tego sąd wojenny skazał go na śmierć, jako buntownika, pojmanego w szeregach nieprzyjacielskich, z bronią w ręku. Niepodobna było dotrzeć do samego szpitala, w którym Jasiołd leżał. Ale i tu znana moskiewska słabość utorowała drogę rublom pana Granowskiego. Z trudem, zwolna, pokonywując najróżnorodniejsze przeciwności, „dieduszka“ puszczony został do więziennego szpitala, który mieścił się nie w gmachu więziennym, lecz był więzieniem w styczności ze szpitalem powszechnie wojskowym, urządzonym w jednym z gmachów publicznych. Tylko wejście do oddziału, gdzie mieścili się chorzy więźniowie, morituri, było specyalnie i nadzwyczaj pilnie strzeżone przez rosyjskich żandarmów. Pan Granowski, po długiem niewidzeniu, miał sposobność ujrzeć znowu granatowe mundury „oddzielnego korpusu“ i posłyszeć tkliwą melodyę pobrzękiwania ich ostróg. Na każdem piętrze wejścia do gmachu, na każdem załamaniu schodów i na każdej platformie, w każdej framudze drzwi i przy każdem oknie tkwił co najmniej jeden taki nadobny fijołek, albo przezornie barwiła się cała ich wiązanka. Jednakże serca tych aniołów stróżów Szczedrynowskich, czuwających nad cichością snów niewinnych dziewczątek, nie były kamienne i nieczułe na szelest „bumażek“. Temu
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/355
Ta strona została przepisana.