wspomniano, wszedł między rozmawiających. Znagła pani Śnicowa zapytała:
— A i pan to tak napewno wie, że on umarł? Napewno pan wie?
— Widziałem jego zwłoki. Byłem na pogrzebie.
— Gdzie umarł?
— W szpitalu więziennym.
— Leżał umarły?
— Leżał umarły.
Pani Celina ociężale wstała ze swego miejsca i, przeprosiwszy gościa za chwilową swoją nieobecność, wyszła do sąsiedniego pokoju. Tam zaczęła chodzić z kąta w kąt, z kąta w kąt, twardym, niemal męskim krokiem. Stary jegomość słyszał to jej stąpanie, w którem ujawniało się tajne szaleństwo duszy. Wiedział, co jest tej pani. Ale, — wbrew woli i jakiemukolwiek zamiarowi, — jej męczarnia sprawiała mu ulgę nie ulgę, lecz jak gdyby wyciągnęła pomocną dłoń. Gdyby wszyscy znani wokół wymarli i gdyby wszyscy zostający na ziemi szarpani byli przez boleść po tamtych odejściu, lżejby było samemu znosić stratę. Zasunął się w swoją własną jaskinię żalu i obojętnie słuchał kroków pani Śnicowej. Tymczasem ona znieobaczka stanęła we drzwiach bawialni. Usłyszał jej głos cierpki, zmieniony, należący niemal do innej osoby:
— A czy to matka tego Jasiołda wie, że on umarł.
— Wie. Stąd jej doniosłem.
— A bo to list mógł do niej dojść?
— Doszedł. Już Siedlce są „wolne“. Odpisała mi parę słów.
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/385
Ta strona została przepisana.