Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/386

Ta strona została przepisana.

Pani Celina stanęła w środku saloniku, a potem raptownie wróciła i przywarła drzwi do drugiego pokoju, gdzie służąca usypiała dziecko. Zbliżywszy się do pana Granowskiego, pani kapitanowa zaczęła mówić szybko, gwałtownym szeptem:
— A to mi pan przyniósł wiadomość!
— Cóż robić! I takby się pani z czasem dowiedziała.
— Pewnie. Alebym jeszcze trochę pożyła w złudzeniu.
— W złudzeniu...
— No! Przecie!
— Pocóż żyć w złudzeniu? Teraz to samo... Niech się pani modli do naszego Włodzia, do drogiego, nieskalanego męczennika.
Młoda kobieta przyklękła kolanami na fotelu, jakby w bezwiednej intencyi zaniesienia modlitwy. Zakryła twarz rękoma i wybuchnęła krótkim, szalonym, spazmatycznym płaczem. Łkała, jakby sama jedna była w tym pokoju, jakby w całym domu nie było nikogo. Potem znagła przycichła. Zdawało się, że boleść w niej ustała. Pan Granowski milczał, rozmyślając sekretnie, że wypada już iść do domu, nakarmić przed nocą małą Zosię, wykonać to i owo. Wtem pani Śnicowa ujęła go za rękę i zaczęła prędko mówić, sapiąc, stękając i raz wraz wydając jęk głęboki.
— Panie! Tak mię to zabolało... Bo żeby też pan wiedział, co mój mąż teraz robi, czem to się on trudni...
— Skądże mam wiedzieć?
— Pewnie. On tam tego nie rozgłasza. Chyba