Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/391

Ta strona została przepisana.

jak ich mój małżonek charakteryzuje, to jedna banda zdrajców. Lecz zato wyższe i najwyższe władze wiedzą, że ta prawica, której nikt na owym bankiecie uścisnąć nie chciał, to jest prawica z żelaza.
— Pewnie, pewnie.
— Teraz ona się tam dopiero, we wschodniej Galicyi, wyciągnie nad zbrodniami! Wyciągnie się i zaciśnie. Wojska zwycięskie idą naprzód, a on, kapitan Śnica, za niemi. Czyja gardziel w tę garść się dostanie, w tej już nie będzie tchu.
— Ach, na honor! — zaskrzeczał pan Granowski. — Pan Śnica taki zajęty, a ja mam do niego doprawdy, doprawdy pilny interes. Gdzie on też teraz może być? W jakiej miejscowości?
— Tego dokładnie nikt nie wie. Ale to, panie, da się poznać, a raczej słyszeć. Po ludzkiem drżeniu, po cichych szeptach...
— Trzeba tedy będzie wsłuchiwać się, gdzie szepcą... — westchnął pan Granowski w zamyśleniu.
— A Włodzio Jasiołd leży w głębokiej ziemi zakopany! — krzyknęła nagle pani Celina, jakby teraz dopiero dowiedziała się naprawdę o tym przypadku.
— Cicho, cicho...
— Na wieki, w ziemię zakopany!...
Ręka jej podniosła się obłędnym ruchem. Wyrazy przemieniły się w bełkot, w jąkanie się surowej boleści. Powlokła się, roztrącając krzesełka, ku kanapie i runęła na nią, twarzą w dół, wstrząsana od głębokich, ślepych łkań.
Pan Granowski wysunął się cicho, na palcach.