sznie z opiekunem. Na palcach przemknęli się obydwoje do swego przedziału. „Dziadunio“ zaczął z pośpiechem rozbierać pannę, która jeszcze nie umiała samodzielnie rozpinać guzików u swych trzewików i załatwiać się z tajemnicami stanika na plecach. W trakcie tych pomocy obowiązkowo musiała być „bajka“. Były to zazwyczaj różne klituś-bajduś o „cioci Xenii“. Tego wieczora „dziadunio“ produkował z niemałym artyzmem naśladowanie biegu pociągu, którą to sztukę posłyszał był niedawno od pewnego rozmówcy kolejowego w czasie nudów jazdy. Zosia z przejęciem wsłuchiwała się w „historyę“ pociągu, jak to on, wychodząc ze stacyi, namyśla się na zwrotnicach:
— Czy na prawo? Czy na lewo? Czy na prawo? Czy na lewo? Oj, na lewo, na lewo, na lewo, na lewo...
A potem kołace w nocy ciemnej na szynach:
— Wyjechaliśmy, wyjechaliśmy, wyjechaliśmy...
Już jedziemy, już jedziemy, już jedziemy, już jedziemy! I ja też, i ja też, i ja też, i ja też, i ja też, i ja też!
Wtem łoskot:
— A to co? A to co? A to co? To jest most! To jest most! To jest most! Żelazny most, żelazny most! Minęliśmy, minęliśmy, minęliśmy... Już jedziemy, już jedziemy, już jedziemy! I ja też, i ja też, i ja też, i ja też, i ja też!
Nagle szum:
— Co to jest? Boję się! To jest pociąg, leci wagon duży, duży, duży, duży, duży, — mały! — duży, duży, duży, duży — mały! duży, duży, — mały,
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/405
Ta strona została przepisana.