Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

doskonałe. Błękit niebieski i światło niebieskie przeniknęły wody i ziemie dalekie, czyniąc z nich jedyną istność piękności. Nad ziemią sunęły białe i śniade obłoki. Gdy obłok płynął nad kolebskiemi wzgórzami, wątły cień przesuwał się po zieleni lasów. Tam między jedną a drugą duną gajem sosnowym obrosłą, otwierała się cicha dolina. A za doliną wznosiła się duna osobna, którą od podnóża do szczytu pokrył żarnowiec sam, jedyny. Witeczki jego z korzeni twardych, jak róg pędzące nagiemi rózgami, nie miały jeszcze liści. Sam jeno jasnożółty, płomiennobarwny kwiat od korzenia do najwyższego pędu je okrył. I wszystka góra od podnóża do okrągłego, najwyższego wierzchołka stała, jako jeden krzak ognisty, jasnożółta, na wzór słońca płomieniejąc. Zapach traw młodych niósł się z poprzecznych łąk między górami, gdzie Kaczy strumień po kamieniach z lasów spada, ażeby potem cichym błądzikiem zataczać się między wierzbami i niepostrzeżenie w żółtych piaskach przelewać swe leśne wody. Daleki odgłos morza uderzał w ciche doliny między górami. Jakby usiłując naśladować piękność i nieskończoną melodyę morskiego szumu, zanosiły się od śpiewu słowiki i kosy, przelewając melodye w melodye swoje. A jakgdyby na skutek śpiewu kosów i słowików, wzruszała się śniada i żółta ziemia, gliny i piaski, a z łona jej wonne konwalje tryskały.
Czarny łowiec, który jako skald z orszakami normannów przybiegł był na tę ziemię, błąkał się w tych oto stronach. Mieszkał wśród tego plemienia. Na koźle lub dziku przebiegał niezbrodzone puszcze, polując na