Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

i zwierzęta, szkodziła na zdrowiu maleńkim dzieciom i uwodziła niewinnych młodzianków. Gdy księżyc ubywający odchodził w gorzki nocny mrok, w głuchą nicość, gdy wicher jesienny jęczał w gałęziach drzew prastarych, siadały przy po posłaniach kobiet schorzałych, ciężarnych, nie mogących spać, u łoża matek, co potraciły małe dziateczki, wskutek zamachów przedziwnych i ciosów bezlitosnych tajnych chorób, rzucając z głębi nocy bez końca, nocy boleści, na ich łona łkające wciąż nowe, nieudźwignione ciężary.
Jako chłopiec przecudnooki, jako knop pięknolicy, przewijał się przed oczyma, w myślach i w pożądaniu, które nigdy nie gaśnie, rozkwitających dziewcząt i kwitnących kobiet, wabiąc je w tajne skrytki sekretnej miłości, ukazując poza wszystkiemi ustawami świata i związkami rodu kwieciste i woniejące schadzki zacisze. Oplatały się wokół niego wszystkiemi pomyśleniami, wszystkiem czuciem, zachceniem i przyzwoleniem, zaprzedawały mu się po dniu i w nocy ciągłym uśmiechem, szukały go niechcący przez sen nagiem ramieniem, wzdychającemi piersiami i bezwładem nóg rozchylonych. Gdy księżyc w pełni swem czarodziejskiem światłem przenikał mgły wiotkie jezior i głębie lasów, gdzie mieszka trwoga, — gdy daleki śpiew słowiczy napełniał bugaje, piękne jego przezgrzechy kusiły do marzeń o zakazanej miłości wszystkie serca kobiece, straszyły je widokiem szybkiego ubywania młodości, przygasania czaru, odchodzenia raz nazawsze miłosnego wdzięku, — ukazywały niebezpieczeństwo zaniedbania w rzeczy szczęścia i ze wszech sił, wszelkiemi sztukami pobudzały żądzę.