koszą wznoszenia hymnu ponad miarę strudzone. Brunatny niedźwiedź bartnik podźwignął się na swych szerokich podstawach, stanął pionowo i na wzór Smętka zatańczył, doświadczając wysokiej, a rozkosznej złudy i najżywszej swojej radości, jakby w tej właśnie chwili pod osłoną gęstego kożucha, wpośród dzikiej podniety załamywania się w jego skórze zajadłych żądeł i kolców, wydzierał całkowitą barć, mieszał prawą łapą miód, wosk i rojące się pszczoły, a chciwie żywą, gorącą masę połykał.
Wzrok Smętka tak straszliwie płomienny i zapamiętały, jakby w nim zawarła się w tej chwili moc wszystkich drapieżnych zwierząt, mordujących ptaków, zabójczych gadów, skorupiaków i ryb, jadowitych komarów, trujących jagód, roślin i grzybów w jedno zestrzelona, potęga trucicieli i morderców, gdy zdobycz swą rozszarpują, zabijają ukąszeniem, ciosem, podstępem, lub zdradzieckiem czyhaniem, — miotał się w górę i na strony, po powierzchni ziemi i morza, padał w głąb utwierdzenia i w nadobłoczne wyżyny. Zewsząd niósł się ku niemu poklask tajemniczy, sekretna pochwała, hymn jednej jedynej zgody, zarazem czucia, myśli, żądzy, wysiłku i dokonania w skutku śmiercionośnym. Łamanie stawów, chłeptanie krwi, rozkosz, gdy od zadanego ciosu, lub jadu serce drży, szamoce się i przestaje uderzać, wzrok zagasa i moc życia się kończy, — owiewało jego słuch we wszechistnienie wydany. Pląs jego stał się arcydoskonały w obliczu dokonywującej się śmierci. Lędźwie jego same się niosły wśród kwiatów zdeptanych. Ruch jego każdy był celowo nieomylny, jako rzut skrzydła ja-
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.