Długie i straszliwe wojny przepowiadało ukazanie spienionego odyńca o białych kłach, który wychodził ze świętego jeziora, ażeby tarzać się w trzęsawiskach nadbrzeżnych.
Gdy od chłeptania i rzutów w kąpieli bryzgało bagno Doleńskiego jeziora, którego wody przed każdą wojną obłóczyły się w powłokę krwi i popiołu, — gdy kobiety, pełzając po ziemi, z trwogą i wśród szlochów rozchylały badyle trzcin i pędy sitowia, aby spojrzeć własnemi oczyma na dokładny obraz i wierną podobiznę, na tą okrutną zapowiedź wojny, Smętek cichemi i podstępnemi kroki okrążał jezioro, naciągał lekki łuk z gibkiego pędu jałowca i puszczał strzałę z trzciny, ażeby wściekłego dzika niechybnemi ciosy rozjątrzać i poganiać. Okrutna świnia ze strzałami tkwiącemi w bokach i grzbiecie, parskając, dźwigała się z wyleżanych kałuży, szła na oślep w inne, żeby ćpać napotkaną strawę, lochać się, babrać i nurzać, zmieniać miejsce zniszczenia i z radosnem chrząkaniem na odpoczynek się walić.
Powziąwszy od kobiet swych wieść o wyjściu wieprza wojny z niewidzialnych legowisk, wojownicy plemion weleckich — Ratary, Doleńcy, Chyżani, ci znad morza od Trawny, znad Warny, z za Pieny, znad