Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.

dowiskach zatok i przesmyków, na łodziach piratów roznosiło postrach słowiański w dalekie półwyspy, mierzeje i ostrowiska!
Ileż to razy potężne związki Weletów wypadały z lasów swych, z nad jeziora, z drewnianych grodów, z morskich zatok, przystani, wysepek, aby na lądzie i morzu mordować, palić i niszczyć!
Ileż to razy Ranowie ze swych białych przylądków i półwyspów — Mnichów, Jasmund, Witów, Wałów, Chełm i Zudar, — z cienia świętej puszczy w Arkonie skaczą w setki korabiów, ażeby siwe morze na wschód, zachód i północ przemierzać!
Ileż to razy róg Swarożyca rozlegał się po tamtej, lewej, załabskiej stronie dla obrony krain, osadzonych przez cesarza Karzeła!
Ileż to razy za czasów Pobożnego Ludwika płonęły nowozałożone przez Saxów w słowiańskich lasach grody, twierdze, warownie, zamki, biskupie katedry, klasztory, księże parafie, puszczone z dymem przez zatwardziałe pogaństwo Lutyków!
Obodryci w długich, w ciągu stulecia toczonych zmaganiach z Saxami, zaprawieni do krwawej wyprawy, idą przeciwko Niemieckiemu Ludwikowi, napadają na Hamburg, ażeby ujście Łaby ogarnąć.
Walecznie bronią się przeciwko zamachowi saskiego grafa Ottona, stróża nad Łabą, przekraczają tę rzekę, wpadają do Turyngii i straszliwie ją niszczą.
Gdy na tron cesarski, wstąpił Ptasznik, zaciekły wróg słowiańskiego rodu, niezwalczony napastnik, powielekroć skrwawiły się jego legiony w lasach prawego brzegu, powielekroć znajdowały zgubę w głębo-