i zdobywali ją na modłę rozbójników. W czasie wyprawy rabowali i kradli bezkarnie, a gdy nastawał czas tak zwanego pokoju, bili się pomiędzy sobą i rozbijali po drogach. Metodą ich życia był rabunek, wypędzenie z ziemi, wydarcie mienia, zamordowanie, z którego za małą opłatą pieniężną łatwo było uniewinnienie wykupić.
Gdy margraf Gero Łużyczanów ujarzmiał, spotkał na swej drodze po raz pierwszy nowego nieprzyjaciela, Mieszka, sklawańskiego władacza. Pokonał go i do uznania cesarskiego zwierzchnictwa, oraz do płacenia daniny aż po Wartę przymusił. Ale pierwszy to raz saskie niezwyciężone legiony spotkały za lasami już przemierzonemi potęgę nieznaną. Wychylała się z ciemnego, tajemniczego wschodu, oparta o nieprzejrzane, niewiadome i niezliczone w lasach polany, zagrodzona nie zbrodzonemi błotami, osnuta siecią rzek głębokich. Te nowe nieznane ludy trzymał w żelaznej dłoni książę mężny, genialny i nad wszelki wyraz przebiegły,
Cesarzowi i jego margrafom, biskupom i opatom, którzy w świat słowian nieśli chrześciaństwo, a pod pozorem i za pośrednictwem chrześciaństwa niemieckie ujarzmienie i wytępienie, zastawił drogę i wyrwał z ręki krzyż. Sam chrześciaństwo przyjął. Nie od nich, lecz z poręki pobratymca.
Udawał, iż nie śmie w kierei wejść do domu, w którym się znajdował margraf Hodo, udawał, iż nie śmie na miejscu dosiedzieć, ilekroć on powstawał. Ale niepostrzeżenie, cichcem, ujmował pod swą władzę ludy kaszubów od Wisły do Żarnowskiego jeziora i od ujścia Piaśnicy aż do Odry wylewu. Pod pozorem szerzenia
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.