Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

zabijają, małe dzieci roztrzaskują o drzewa, lub zatykają na drzewca wojenne, młode dziewczęta, uwieńczone kwiatami wrzucają po zgwałceniu na stosy płonące. Ludzie tutejsi za Wisłą i jej nogaciami czczą niedźwiedzie, wilki, mech leśny, a nadewszystko węże.
Czczą także ogień, wielką żółtą bryłę wykowaną przez kowala i rzuconą na niebo, żeby lepiej świeciła. Mężczyźni tutaj, — powiadał, — są wojownikami i myśliwcami, to znaczy, że żyją z grabieży, albo ścigają zwierzęta. W czasie głodu rozcinają piersi kobiece dla wychłeptania zawartego w nich pokarmu.
A usłyszawszy, iż pątnicy idą z kraju południa, sternik pytał z uśmiechem, czy tam w stronach słonecznych, w sercu świata, w miejscach świętych lepiej jest, niż tutaj w zamglonej puszczy północnej? Czy tam okrucieństwo i barbarzyństwo już nareszcie ustało? Czy tam prawo, wysnute z przewidującego rozumu, z niestrudzonego doświadczenia i z nieomylnej cnoty stało się już świętym zakonem?
Zająknął się pątnik. Głucho się zadumał, nie umiał bowiem kłamać.
Prawo! Prawo! Prawo!
Przypomniał sobie prawo, które musiał niweczyć i prawo, które niósł, jako święte tablice, biegnąc drogami ziemi od krańca jej do krańca. Przypomniał sobie ojczyznę i obczyznę, wygnanie, ucieczki, powroty pod klątwą i znowu ucieczki. Przewinęło się przeraźliwe wspomnienie takrocznej zbrodni:
Spitimir, Pobraslaw, Czaslaw wraz z ich żonami, dziećmi i krewnymi, bracia rodzeni wymordowani po walce zaciekłej w obronie prawa do rodowego księ-