święty Aleksy? Cóż ich z czterech węgłów świata do tej pustelni przygnało? Czyż nie tego samego szukali? Poślubili dobrowolne ubóstwo na wzór świętego, gotowi byli spać pod schodami w ojczystym domu, nieznani i wzgardzeni, wyrzekli się dostatków, władzy, sławy i możności używania rozkoszy. Pogrążyli się w rozmyślający żywot na Awentyńskiej górze, wędrując ku temu miejscu z Azyi, Syryi, z Egiptu, z północy i zachodu Europy. A inni, goście — Grzegorz, krewny cesarzowej Teofanu, Nother, biskup leodyjski, Abbon, opat Floryaku, Majol i Odillon, Jakób z Afryki i nieszczęsny, najnieszczęśliwszy na ziemi, Filagatos... Grecy i Syrowie, Słowianie i Niemcy, Francuzi i Włosi. Wszyscy dostojni panowie świata, książęta i wielkomożni dziedzice fortuny, władzy i szczęścia. Poszukiwacze ciszy i ubóstwa, marzenia w spokoju, i badania swej duszy.
W pośród nich wszystkich, jedna głowa najwyżej wzniesiona, na obraz Soracte w nieboskłonie dalekim, ukazała się w szybkiem marzeniu:
Nilus!
Od wspomnienia tej twarzy uśmiech wypłynął na wargi pątnika. A uśmiech ten był nieodpowiedzią na pytanie Smętka żeglarza. Niebiański uśmiech ten rozpalił nowy podmuch wściekłego gniewu w przewoźniku.
Wydrzeć go, jako zielę nienawistne!
Podeptać go, jako żmiję jadowitą!
Do dzieła!
W natężonem spojrzeniu zawarło się pytanie:
— I cóż Nilus? Przemądrzały grek, doświadczony profesor, głęboki sybaryta, przewidujący abnegat? Azaliż
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.