Chrystusa. Dowódca grodu, Zmysł wojewoda, z rodu małopolskich Gryfitów, dał mu żołnierzy, wioślarzy i wielką łódź, która bożych wędrowców poza Radunię, Motławę i Wisłę na pełne morze wywiozła. Rozwinąwszy żagle, przez wiatr zachodni wydęte, popłynęli we wschodnią stronę. Mknęli wzdłuż Mierzei Wiślanej i Świeżej, a nocą wylądowali kędyś w kraju sambijskim, na południowym cyplu Kurońskiej Mierzei, dokąd już nie sięgało Bolesława ramię. Z tego miejsca trzej samotnicy odesłali z podzięką statek polski i całą jego załogę, żołnierzy i flisów, do Gdańskiego grodziska. Zostali na piaszczystem wybrzeżu, spłókiwanem przez fale. Noc przepędzili w pustkowiu, na owym lądzie nieznanym. Rankiem spostrzegli wioślarza, który ich był w dół Wisły, aż do Gdańska przeprawiał. Ten to ich przewiózł swą łodzią na wyspę, śniącą wśród drzew olbrzymich, w ramionach ujścia rzecznego. Przywdziawszy strój swój biskupi, apostoł i dwaj towarzysze — Radim, — Bogusza, podeszli do mieszkań człowieczych. Lecz skoro zakołatali we wrota osiedla, mieszkańcy tłumem wielkim wybiegli i wśród krzyku dzikiego precz ich pędzili od proga. Jeden z nich, pogański ofiarnik, uderzył biskupa w plecy wiosłem i powalił na ziemię. Odszedłszy tedy z tej niegościnnej osady, przeprawili się na drugi brzeg rzeki i weszli na targowisko, zwane Cholin. Tam jeden z mieszkańców zaprosił ich i do domu swego wprowadził. Na wieść o tem zgromadziła się wielka liczba ludu pruskiego, natarczywie pytając:
— Kim byli? Skąd przyszli? Dlaczego wylądowali w tej stronie?
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.