Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

życiem a śmiercią, szlak między tym i tamtym światem, który się we mszy pośród mroków rysuje! Jakże niebiańską była pogoda, roztoczona nad wszemi słowy, nad wewnętrzną zawartością słów, nad spokojną wiedzą w nich o śmierci! Każdy dźwięk wezwań zwyższa, który w stadach wilków, zbójców, zdrajców, tępicieli, oszustów i zbrodniarzy odnajduje tylko synów bożych i braci anielskich, a w ciałach zmazanych krwią i brudem odnajduje, duszę, trafiał na miejsce przeznaczone i budził w sercu uczucie anielskie. Rozkaz podniesienia serc w górę, zaiste podnosił serce do Boga. Rozkaz zapalenia w sobie płomyka modlitwy rozniecał tak żarliwą i płomienną, iż ciało odpadało z ducha, na wzór szaty znoszonej i ciężkiej od brudu. Duch sam. znajdował miejsce swe przed obliczem Boga, głosząc ze drżeniem, z rozkoszą wiecznie nową i zachwycającą: Święty, Święty, Święty!
Gdy kapłan Radzym podnosił kielich ofiary w górę, biskup, klęczący za nim doznał złudy niebiańskiej, która go nieziemską napełniła radością. Zdawało mu się, że kielich ten wznosi się ponad drzewa wysokie i stare, że dotyka nieprzezroczystych obłoków i błękitu nieba. Co więcej, — wydało mu się, — a doświadczał tego dotykalnem, fizycznem czuciem poderwania siłą tajną nad ziemię i podźwignienia w powietrze, — iż to ten umiłowany brat, w którego żyłach ojcowska Sławników krew płynie, choć go innej matki wypiastowało łono, — podnosi go, niby wino świętego kielicha ofiary, drżącemi rękoma, wśród płaczu i modlitwy trzyma wysoko i że go w niebiosa podaje. Słodko tak było leżeć w przestworze na drżących a nieomylnych dłoniach