żem zarosłe, kędyś nad strumieniem Zurinem, kędyś w pobliżu góry Osek. To jedno jedyne istotą rzeczy było. Tam, za dziecięcych dni. Wszystko inne — ciemności dziedzina. Tam tylko słońce świeci, dąbrowy rozbrzmiewają od śpiewu ptaków, śmieją się ludzie. Tam tylko wre prawdziwy odgłos pracy, gwałt życia i widać cel wszystkiego. Wesele młodości, radość sił w rozkwicie wionie z roztwartych okien parnych izb, gdzie się wino przelewa, skąd słychać krzyki potężnych męskich gardzieli i śmiech radosny kobiecy. Swawolna piosenka wyfruwa przez okno uchylone. Śmieją się do rozpuku szumne, wesołe głosy z posępnego przechodnia, co czemprędzej uchodzi w swą dal wiekuistą, dążąc do Boga. Ach, — wysunął się oto z przegubów, ze skrętów, wzlotów i zniżeń, ze ściskających serce sideł muzyki tej kształt dziewczęcy. Nadobne niebieskie oczy wpatrują się z głębokości snu w oczy wygasłe, w oczy wypłakane nad nędzą świata, w oczy, co otchłań niebios wciągnąć w siebie zachciały. Pytają się o cości nienasycenie ciekawego, jak wonczas na kwietnem, czeskiem błoniu, nad połyskującą, nad tamtą, nad jedyną wodą. Osuwa się z ramion tkanina biała, opada z bioder suknia i nagi kształt się przybliża.
— Tyżeś to, książę mój, jasny paniczu? — szepcą usta karminowe. — Dokądżeś odszedł z naszych, nad Cydliną pagórków? Czemużeś nie chciał usteczek mych, pieszczot, na którem ciemnemi nocami czekała? Pamiętasz uśmiech mój, mój maleńki uśmieszek radosny, dla ciebie jedynego w łoskotach serca wypiastowany?
Nadaremnie czerwone zawierać powieki! Obraz uśmiechu, zabłąkanego na tamte usta różane, połysk
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.