Podniósł głowę. Nasłuchiwał.
Ustała już melodya przez wiolę wydana, lecz trwał rozruch duszy, działający wewnętrznie, a żywiej, niż muzyka sama. Myśli i czucia były rozpierzchłe, a ostre, jakby cudze, wtrącone do głębi przemocą. Możnaby rzec, iż zewnętrzność muzyki stała się duszy wewnętrznem muzyckiem drżeniem. Tajemnica wpływu muzyki była jakby smyczkiem, przebiegającym po duszy, ni to po strunach. A dla tej muzyki samej duszy wszystko się stało oczywiste i bliskie. Potęga złego ukazała się przed oczyma w całej ohydzie. Zimny mróz rozsądku zwarzył wszystkie samoistne czucia. Twardy egoizm patrzał głęboko i chytrze w każdy życia uczynek. Odgięła się włodycza pycha, jakoby kuna żelazna, raz na zawsze zaklepana młotem woli.
— Czemużem to ja, czemu, nie został księciem na Lubice? Gdzieżeś jest, czarny mój koniu? Czemużem się nie pomścił nad Wrszowcami, chociaż od roku krew braci za mną się dymi?
— Czemu nie wypędziłem zbójów tych z naszego księstwa, ja, syn księcia i wnuk księżniczki bawarskiej?
— Czemuż nie szedłem z przemądrzałym Gerbertem ku stopniom papieskiego tronu, lecz szedłem samotną ścieżką Nilusa i Brunona?
— Czemużem się nie stał zausznikiem i pochlebcą Ottona cesarza, lecz uciekałem przed jego łaską?
— Czemużem nie poszedł w ślad Sobiebora i nie rządzę duszą polskiego wodza, lecz uciekam przed jego łaską?
— Czemużem nie szedł z Krescencyuszami, ażeby
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.