Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

obdarzony wszystkiem nad miarę, czem niebiosa obdarzyć mogą śmiertelnych, zapowiedź wzniosła króla Polanów. Ślady jedynie po nim przetrwały to tu, to tam, smutne świadectwa, że w istocie bytował na ziemi, potwierdzenie, że niewątpliwie tam i sam przeszedł, — i dowody, że go już niema.
A ślady nie prowadziły nigdzie, szły wstecz, coraz mniejsze ukazując stopy, — krążyły wokół, wracały do tego samego miejsca, skąd wyszły, do miejsca, gdzie była pustka. Ucisk, jak góra nieudźwigniona, leżał na sercu i rzekę tajnych łez wyciskał.
A rzeka ta poprzez pustkę, w nicość swoją płynęła. Nie dawało pociechy leżenie krzyżem u świętej w Gnieźnie trumny i wylewanie tylu niemęskich łez, iż od nich wkoło kamienie wilgotniały. Daremne były modły i błagania, żeby męczennik przywiódł od Krysta, żeby na krótkie mgnienie źrenicy pokazał synowe oczy, włosy, ręce i ostatni uśmiech żałosny. Nie dawały pociechy zaklinania potajemne i wzdychania sekretne do Trygława, którego złoty kloc widziały własne oczy w Szczecinie. Na nic były zaklęcia do władcy, o którym zapewniali wróżbici, iż trzema państwami włada — niebieskiem, ziemskiem, podziemnem, — ażeby zażądał czego tylko chce, za wyprowadzenie syna na jedno mgnienie źrenicy z podziemnego państwa w to ludzkie życie, poprzed ojca źrenice.
Nędzną stała się ziemia podwładna.
Jałowe były księstwa z ich powiatami.
Puste się stały niebiosa.
Krok zleniwiały o grube ściany zamczyska łoskotem kołatał.