— Któżeś ty jest, włóczęgo?
— Wieszcz.
Książę przysiadł na skórach jelenich i łosich, stosem w rogu izby zasłanych. Dał wieszczbiarzowi znak, żeby gędził.
Tamten lirę do lewego boku przycisnął, nastroił, zakręcił korbę drewnianą i jął palcami po ośmiu trzpieniach przebiegać.
Zaśpiewał ponuremu książęciu klechdę poddymną, sielską, gminną, baśń pątnicę.
— Był, — wierę, — za wysokiemi górami, za borami, za lasami, za siedmią jezior, za siedmią rzek wielki w swojej dziedzinie, chrobry na wroga, jedynowładny władacz. W którąkolwiek stronę poskoczy jego bojowy koń, wszędy mowa z jednego źródła w odmienne strugi płynąca o jego ucho uderza. Ponadjezierzu i ponadrzeczu, w wielkogórach i za górami, w głębokich borach, na wydmuchach, w kujawach, w polanach, w pustaciach, w moczarach i nad wielką morza wodą — wszędy mu się ściele własna dziedzina.
Jeśli wiosna rozpostrze na jego szlaku topiele, w których po grzywę szczerozłotem przeplataną bojowy ogier zapada, a gęste lasy zakurzą się gnuśnym tumanem, — to wnet tęga zima pod złote konia podkowy lodowe ponad głębiną mosty wykowa i z twardej grudy nad niezbrodzonem oparzeliskiem dźwięczącą drogę zbuduje, żeby mógł iść jastrzębiooki w swoją własną, jemu tylko jednemu wiadomą dal. Bo na niemieckiego idzie cesarza, — rzekę Solawę pędzi przepływać, — w Magdeburg polską strzałę wyrzucić!
Jednaka wszędzie podpłotna róża przy pylnych
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.