Za zdradę królewską.
Strasznemi pchnięciami sztyletu przebili źrenice i oczy wyłupili spod czoła.
Łzy czerwone na licu Zbigniewa!
Po licu się toczą, po bladem.
Pod ręce go wzięli siepacze w milczeniu.
Troskliwie go wiodą.
Obojętni, jak zima, jak burza, jak zaraza, troskliwie go ciągną z komnaty.
Stopy jego na progach pozdrawiają zwłoki wiernej czeladzi.
Krew mu wierna w przedsionkach zmoczyła chodaki.
W dziedzińcu swym płockim królewic.
Wiatr szumi. Krucy kraczą. Rżą konie.
O, bracie!
Weszła stopa w strzemię konia wiernego.
Do puślisk przytroczyli golenie.
Do łęku ręce przypasali związane.
Bywaj, książę, z ojczyzny! — wołają.
Do cudzych granic podążaj!
Wolna droga przed tobą!
Jęczą mosty zwodzone, szlocha brama ojczysta płaczą stare kamienie domowe. Poszedł w świat wierny rumak, — gdzie wola. A na drodze samotnej ktoś go ujął u pyska.
Idą, idą samowtór, — borem — lasem, pustkowiem.
— Dokąd wiedziesz? — zapyta królewic.
— W cztery strony świata... — odpowie.
— A ktoś jest ze mną ostatni?
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.