Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

do dom wrócił. Z nim razem przybiegł towarzysz jednolatek, Poloch gdański, któremu krzeżoce również na placu Dominika całą wymordowali rodzinę, ojca i matkę, braci i siostry. Ten Pioch, a poprawdzie Pioter, nazwiskiem Pruszak, przystał, a nawet przyrósł do Zamków domu. Coś tam mieli do siebie, ów Pioch i najmłodsza z Zamkówien, ona Tekla. Ci to dwaj młodzi, Jarosz i Pioch, orali teraz z wiosną pola, siali jarzec i łowili osęką rybę w Piaśnicy. Stary Wyszka radował się, patrząc na tych dwu młodych i silnych Wyrwidębów. Była to radość niemocy, iż jest w tej puszczy przed napaścią zasłona, męska rada i mocna pięść, wesołość a zdrowie.
Gdy się wieczorem wszyscy z rodziny zeszli, a słudzy i czeladź obsiadła komin w wielkiej izbie, starzec lubił gwarzyć o tem, co robił za młodu i co widział we światach. Często mu się to i owo plątało, iż syna poczytywał za ojca, a wszystko obecne przenosił kędyś tam, w zamierzchłą starodawność. To, co było na początku, za jego młodych lat, pamiętał najwyraźniej, jakby się dziś właśnie, albo wczoraj stało. Tego zaś, co się wczoraj właśnie przydarzyło, częstokroć wcale nie mógł spamiętać i dobrze we właściwem miejscu pamięci wmurować. Tego dnia, w końcu maja, gdy się na obiad z pola zeszli i pod lipy wyciągnęli stół z ławami, żeby tutaj na słońcu i powietrzu warzę spożyć, Wyszka, poniósłszy do ust parę zaledwie łyżek swego mleczywa, jął zaraz perorować. Bajkę im rozpowiadał, jako zwykle.
— Beł roz, — rzecze, — jeden kowol, ten żył wesoło, a sę nie cierowoł uo Boga ani uo djobła. Jak