lasu, strwożona służba rozprysła się i rosproszyła kędyś ponadjezierzu w zaroślach. Sam jeno Pioch gdański i młody Jarosz Trzebiatowski zostali na miejscu. No, i Wyszka. Wszyscy trzej zdala od tłumu przyjezdnych, — młodzi po obu stronach dziada, — na przyźbie dworu przysiedli. Patrzyli, jak służba niemiecka wynosi z zapola stodół ostatnie na przednówku wiązki słomy i spasa końmi ostatnie miary owsa do siewu, zagarnięte z sąsieków. Patrzyli, jak trabanci rozwalają drzwi komór i rabują a żrą, co znajdą. Margraf Waldemar głębokie okazywał uszanowanie wielkiemu mistrzowi Krzyżaków. Ilekroć ostatni zaczynał mówić, margraf dwornie zacichał i pokornie nastawiał ucha. Lecz spojrzenie jego oczu wielkich i nieustępliwie spozierających nie zgadzało się z cichem brzmieniem mowy. Wielki mistrz, starzec tęgi, przysadzisty, o grubym karku i oczach przekrwionych, zdawał się chytrze napawać przymuszoną uniżonością margrafa. Mówili już obadwaj o sprawie, która wielkiego mistrza znagliła do tej jazdy dalekiej, — o nabyciu przez Zakon malborski wschodniego Pomorza, kraju między Wisłą i Łebą, między morzem i ziemiami Kujaw. Margraf usiłował nibyto wycofać się z układu, zawartego z mistrzem prowincyi w Toruniu. Mocą owego układu sprzedawał był Krzyżakom miasto Gdańsk, Tczew, Świecie i inne grody za sumę dziesięciu tysięcy grzywien brandenburskiej wagi. Znajdował teraz, iż zbyt tanio odstąpił te grody i ziemię. Dowodził, iż potrzeba mu właśnie sum wielkich na walkę z książątkiem Rany.
Zakonnik milczał, gładząc siwiejącą brodę. Rozdrażniony tem milczeniem margrabia uczynił złośliwą
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.