— Księstwo pomorskie jest jedno, całe, od Rugii po Wisłę.
— Nie, — tam jest mowa o księstwie szczecińskiem, — rzekł von Plotzke z uśmiechem.
— Wacław Trzeci, król czeski, wystawił dokument bratu memu Ottonowi, zgasłemu w tym roku ubiegłym, mnie i Hermanowi, tej treści, iż jeśli my wydamy mu Miśnię, w zastaw nam puszczoną przez Wacława Drugiego, to on nam wyda Pomorze.
— I cóż słychać z Miśnią? — spytał wielki mistrz z szyderstwem.
— To rzecz moja i króla Czechów. Pomorze jest moje. Otrzymałem je wraz z bratem Ottonem od cesarza Adolfa już piętnaście lat temu! Po śmierci w Bogu spoczywającego brata mego, Ottona sam jestem tego kraju dziedzicem. Po śmierci owego książątka gdańskiego Mestwina...
— Właśnie, chciałem słowo wstawić... — zcicha dopraszał się von Plotzke. — Po śmierci Mestwina inni przecie zjawili się pretendenci. Wprawdzie jeden, dość znaczny, potknął się o próg zbyt wysoki na jego nogi, o próg, mówię, w Rogoźnie... — dorzucił z jadowitym za Gdańsk odwetem mistrz pruskiej prowincyi.
Margraf Waldemar obrzucił go wzrokiem pełnym nienawiści i wzgardy.
— To była sprawa rodzinna, rozumiem. Margrabia Jan brandenburski był bliskim krewniakiem owego tam Przemysława. Aleć jest jeszcze ów mały, ruchliwy, zabiegliwy polski królik, Łokietek.
— To jest królik zbyt mały, żeby go brać w najmniejszą rachubę, — bąknął margraf.
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.