Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

świadczony o czynach Smętka na ziemiach, przylegających do Wisły, wyraźniej umiał uwydatnić w płomiennych egzortach kolejność i oczywistość zdarzeń, powstającą z naprawy tego pomorskiego psotnika, niż z podobną jasnością wyświetlać i na oko pokazywać dowody boskiej Opatrzności. Wszystko, cokolwiek z lat pradawnych stało w ludzkiej pamięci i klechdzie, co się zdarzyło za czasów świeckiej brata Iwona włóczęgi w obozach, co zaszło czasu pobytu w klasztorze, — wszystko, cokolwiek niewstrzymanym wartem biegło w oczach żywo widzących, miało dlań jeden sens wspólny. To »On« myszkował, kręcił, zastawiał sidła, kopał doły, motał kłębki, stroił figle, zwyciężał i chichotał z radości, albo doznawał sromotnej porażki. Zawsze wśród czynów ludzkich »On« czaił się, jako lis, napadał, jako wilk, albo schwycony na gorącym Uczynku swego łajdactwa, wobec otwarcia świętego potrzasku, albo w porę wiadomym sposobem i wprawną ręką zażyty a przeżegnany, zmykał, ni to ów zając aż się za nim kurzyło i fetor piekielny zostawał w powietrzu.
Brat Iwo ze swej strony był właśnie przez całe swe życie owym myśliwcem, który na Smętka czatował, tropił go bezsennie, nastawał nań dniem i nocą i pobijał go na łeb na szyję. Znali się z »tamtym« nie od dzisia. Ileż to razy czujny strażnik wyganiał go z ciał energumenów, nieszczęśliwych, których trzeba było nieskończenie długo trzymać nazewnątrz kościoła, dopóki się z ich wnętrza obrzydliwego dyabła nie wywabiło przepotężnym rozkazem. Brat Iwo poznawał się na opętaniu od jednego rzutu oka. Gdy chory tężał