Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

na całem ciele, czerwieniał i twarz miał pokrytą krwistemi plamami, gdy żołądek jego wzdymał się w sposób szczególny, iż tworzyła się to tu, to tam jakoby bulwa wydatna, — gdy opętanego targały już to bóle żołądka, już palił go jakoby ogień wewnętrzny, albo znowu kiszki ściskały się tak dalece, iż ustawało trawienie, a pokarm wypadał ustami przez womity, brat Iwo odsuwał lekarza z jego przeczyszczeniami i medykamentami, a sam przystępował do dzieła. Podobnie łatwo odróżniał opętanie po ruchu, lub nieruchu serca. Skoro bowiem serce człowieka biegło tętnem oszalałem, albo znowu stawało w sposób niewytłomaczony, jakgdyby strwożone, — gdy wielkie w niem objawiały się cierpienia, podobne do targania wściekłych psów paszczęką, brat Iwo brał nieszczęśnika w swe ręce. Rozumiał się doskonale na owych wiatrach wewnętrznych, na paleniu, niczem od wapna niegaszonego, na bulwach, rozdymających żołądek i wyraźnych powierzchu. Rękami umiał we wnętrznościach wymacać kształt szatana. Brat Iwo prosił go wówczas po dobroci, żeby nieszczęśliwego raczył od siebie uwolnić. Wypędzał nędznika łagodnie dotknięciem szkaplerza z zaszytemi wewnątrz relikwiami, przepędzał exsuflacyą i modlitwą, insuflacyą i modlitwą, wreszcie insputacyą i modlitwą. Jeżeli zaś tylko wzdrygnienia, strach i horror od dotknięć krzyża i relikwii w chorym się objawiały człowieku, brat Iwo przystępował do »Exprobracyi in Satan«, która była »magna et terribilis«. Podnosił krzyż i, wymówiwszy przepisane psalmy, modlitwy i litanie, wołał: — »Ecce crux Domini. Fugite patres adversae!« Czynił to powtóre i potrzecie. Zdarzało się przecież, że dyabeł