wspaniałych, w zbroje niezrównane zakuty, powiewający piórami, oddział rycerzy krzyżackich. W wojnach litewskich i polskich wsławieni, w ogniu walk i wielkich pochodów zaczerpnąwszy wojennej nauki, bracia zakonni chcieli dzieła dokonać. Otoczyli wodza Frycza kołem żelaznem i na miecze obnażone przysięgli, iże z placu tego boju nie ujdą. Zwarli się sam na sam z jazdą polską, która teraz, powtóre z obozu wypadła. Znowu piechur uderzył w piechura i jeździec dopadał przeciwnika w pażycy. Jęczały i rżały bachmaty, po brzuch zapadając w mokradło. Walił się rajtar, jak kłoda ścinany przemyślnym koncerza wybiegiem. Bitwa się znowu rozpętała powszechna. Lecz oto drzewcem raniony przez polskiego rycerza, Fritz von Raveneck runął z siodła na ziemię. Zachwiała się od tego widoku krzyżacka kolumna. Okrzyk zuchwały wydali Polacy. Natarli ze wszystkiej swej mocy. Nie schodząc z placu boju, gdyż niemal potrójna przewaga podporę jej i siłę dawała, broniła się piechota pod Nostitzem. Lecz już w niej nie było potęgi zaczepnej. Zepchnąwszy z czołowego przedboju zakonnych rycerzy i w błoto ich wegnawszy głębokie, konnica Polaków nowem się poniosła natarciem. Sformowana przez Dunina piechota uderzyła z dwu skrzydeł, od jeziorzysk i lasów. Wdzierała się w wyłamane otwory. Zdwojonym i zgęszczonym szeregiem, wciąż wzmacnianym przez wodza, popychała przed sobą najemnych. Aż wojsko Nostitzowe zmięszało się w swem sercu, leniwiej odbijało uderzenie, unikało napaści i cofać się zaczęło. Podźwignął się z ziemi Fritz von Raveneck, zatrzymał wokół siebie piechotę i jazdę, jął zagrzewać
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.