Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

nawy wspaniałe, wiozące w wody południa wieść groźną o tajemnicach północy. Wielkie góry grenlandzkie stały tam w swych szatach, urzekających spojrzenie, olśniewające samotną swą grozą.
Jan z Kolna opłynął już był południowe cyple tego lądu i chodził w zachodnie, cieplejsze jego strony, które jednak były tak bardzo zimne, jak północne kresy Islandyi. Rozumiał się już na wichrach tamecznych. Poznał wicher północny, mgłę lub pogodę niosiący, wschodni ciepły i duszny, który lody południowej Grenlandyi roztapia i czyste rozpościera powietrze nad skałami południowych przylądków. Zżył się już był z tameczną głuchą nocą, trwającą w ciągu wszystkich dni grudnia, aczkolwiek wydzierała z człowieka wolę, pamięć i radość istnienia. Zżył się już z tamtym dniem szarym, trwającym dziewięć miesięcy, aczkolwiek budził w sercu obłąkańczą tęsknotę za czemś niewiadomem, niepojętem, straconem. Zorza północna, łuk purpurowy, ozdobiony promieniami i snopami barw wielorakach, zielonych i żółtych, złotych i pomarańczowych, — igrająca wieczyście z groźnemi wodami pustyni i zabarwiająca blaskiem niewidzialnym szczyty gór tajemniczych, budziła w jego duszy pasyę najgłówniejszą, brzmiała w nim, jak muzyka wiecznie nowa a zawsze nieznana, tworzyła wciąż odnawiające się samo przez się ukochanie niebezpieczeństw. Ocean, który wali w ciągu lat tysięcy w granitowe ściany, a wykutemi korytarzami, wśród patrzących nań w milczeniu gór prostopadłych, wchodzi w ciche zatoki fiordów, spieniony na strąconych z wyżyny rafach podwodnych, stał zawsze w jego marzeniu. Śniły mu się