Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

patent króla polskiego, którym w oczy migotał, urywał podszepty.
Drwiono zeń za plecyma. Pokazywano go palcami, gdy się w rynki i ulice zaplątał, gdy się o bankierskie stoliki bezskutecznie obijał. Nikt go nie rozumiał na świecie.
Nikt nie wiedział w tej stronie, czemu się rwie i po co, jak bachmat spętany, na tej wydeptanej dziedzinie. Nikt nie mógł zrozumieć, czemu ze znanej wszystkim, gęstej ziemi, z izb dobrze ogrzanych rwie się, żeby uciekać w dzikie wody północy. Nie ciągnął tam handel, interes, zysk pewny, nagroda. Gdy złoto swe rozsypał, wyrzucił ze sakwy, wszyscy ludzie rozsądni stanęli przeciw niemu, jak wrogi. Chodził teraz pośrodku ludzkiego pogłowia, jak tygrys. Krążył, rzucał się, szalał, jak opętany od dyabła, przeciwko któremu zdawna spisek niepisany istnieje ludzi zdrowych i trzeźwych, tuziemnych, osiadłych, świadomych, ostrożnych, przezornych, biegłych w rzeczy. Zmowa, istniejąca wśród ludzi, nie podszepnięta w tym czasie, lecz istniejąca od wieków, była tak jednomyślna, tak powszechna, tak ciągła, jakgdyby ją jedna jakaś wytworzyła istota, — jeden agent przemyślny, przebiegły, przezorny podpowiedział tysiącom. Zmowa była powszechna przeciwko wszystkiemu, co nie jest otrzymane w dziedzictwie, wyłudzone niewidzialnem fałszerstwem, wyświdrowane podstępem, użebrane pokorą, wysiedziane na progu czekaniem. Zmowa była przeciwko nowości, wstręt był do wyrywania z nieistnienia, do działania i tworzenia z niczego. Jan z Kolna był sam jeden.