Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

Dopóki galeona stała jeszcze na piasku wybrzeża, Jan z Kolna raz wraz chodził ponad fale wiślane, by szukać w samotności sposobów ratunku swej sprawy. Tam tej sile jedynej, matce Wiśle, pojmującej jego siłę wewnętrzną wypowiadał swój wielki trud przezwyciężeń.
Z twarzą w dłoniach ukrytą, z głową na pierś spuszczoną w głuchą rozpacz popadł. Huczały mu nad czołem czarne skrzydła zmowy, w ludzkim gminie przez dyabła podszczutej, przeciw jego niezłomnemu marzeniu. Waliły się na barki piętra przeszkód i zalegały przed stopą niezdobyte przepaście. Zawściągała się szczelniej, potężniej wieczna mroku zasłona, kryjąca świat nowy. Szatan bronił swego księstwa ciemności.
Jedna tylko jedyna, ruda Wisła niezmiennie szumiała:
Wstawaj z ziemi! Do dzieła! Nanowo do dzieła! Idź dalej!