Pewnego razu, właśnie poprzez Pomorze wędrując, zwiedzał szczegółowo ów kraj pusty i próżny, o rasie bydła zwyrodniałej, o narzędziach rolniczych pierwotnych, drewnianych bez wyjątku, — patrzał na role, pełne zielsk i kamieni, drewnianą, bez żelaza potrącane sochą, na łąki zabagnione, bez uprawy, — spotykał na swej drodze wsie, złożone z chałup dymnych, bez komina, gdzie dym przez dziury w ścianach wypływał, a obok ogniska w środku izby siedziały brudne baby i dzieci, tuliły się cielęta i świnie, psy i ptactwo domowe. Wściekał się coraz groźniej na polską niewolę, która, według króla opinii, to wszystko złe sprawiła.
Noc zapadała, a tymczasem w pojeździe królewskim nadwyrężyło się koło. Wypadło szukać przed nocą schronienia w najbliższem słowiańskiem osiedlu. Dworzanie i urzędnicy miejscowi zakrzątnęli się żywo około wynalezienia dla pana nocnej kryjówki godziwej. Znaleźli ją we wsi niedalekiej. Było to w okolicy lesistej, kartuskiej. Trafiono na wieś czysto kaszubską, porządnie zbudowaną, o chatach z drzewa dobrego, bielonych, z kominami i szklanemi szybami. Pomieszczenie dla króla obrano w pierwszem z brzegu osiedlu. Wprowadzono go do chaty. Mieszkańcy, widząc pana znacznego, usiłowali całkowicie się usunąć, lecz król, nie dając się poznać, kazał wszystkim pozostać, aczkolwiek izbę główną na noc zajął dla siebie. Wniesiono ulubione krzesło podróżne, które mu w wyprawach za łóżko służyło, i przygotowano wieczerzę. Wnet kucharz wydobył podróżne przybory i, roznieciwszy ogień na kaszubskim kominie, począł przyrzą-
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.