Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.




Generał Dąbrowski, wziąwszy ze sobą batalion majora Sierawskiego i batalion pułkownika Fiszera, ruszył chyłkiem według wskazówek chłopca, nazwiskiem Ćwikliński. Po wertepach, dołach, parowach, przesadziwszy płoty ogrodów, parkany i rowy, dotarł do bramy Wodnej, czyli Wiślanej. Brama w istocie była napoły zepsuta i bez obrony. Bataliony wyłamały ją, weszły do miasta, przebiegły tylne ulice i z nastawionym bagnetem rzuciły się na osłupiałych Niemców. W tejsamej chwili zdruzgotane kulami wierzeje bramy Gdańskiej runęły i wojsko z północy wdarło się do miasta. Prusacy strzelali z okien i drzwi. Wreszcie, kiedy i Zachodnią bramę rozwalono, załoga w sile pięciuset ludzi z dowódzcą — poddała się. Zabrano działa. Chwytano niewolnika, zabierano bagaże i broń, uprowadzano konie, albo zdzierano z nich uprzęż, ściągano wozy do przewiezienia z pola rannych, chromych i osłabionych.
Stanęły wreszcie wojska w mieście.
Rozeszła się wśród nich wieść, że opanowane są Skarszewy i Miłobądz, a nieprzyjaciel z pośpiechem cofa się w mury fortecy. Wtedy jeden okrzyk rozległ się w szeregach:
— Na Gdańsk! Ku morzu!