Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

Generał, wysłuchawszy tych raportów, sprawozdań i luźnych opowieści, poprosił oficerów, żeby go tutaj zostawili samego, gdyż życzy sobie w milczeniu rozpatrzeć pozycye. Gdy odeszli, zasiadł na pniaku obok drogi, ręce skrzyżował na kiju. Wodził oczyma po tym świecie rozległym. Miał przed sobą miasto, Leniwkę, Motławę, wyspę Holm, równiny Brzeźna ku Gielatkowu, — a w oddali morze. Szare smugi, jaśniejące w ciemnej ramie ziemi. I oto wzdrygnienie głuche ruszyło się znagła w piersi wielkiego żołnierza. Szloch krótki. Po nim ścierpnięcie krwi w żyłach. Mróz w szpiku kości. Uśmiech szczęśliwy zajaśniał na wargach.
— Moskale i Prusaki, — marzył z cicha, chichocząc, — tutaj razem, w tem gnieździe. Na wyspie Holm, u bramy zielonej Gdańska, — Moskale na straży. A moje młode Wojtki i Wawrzki w nich pospołu! Ten Holm wzięli.
Przyszedłem, — poszepnął do siebie, kiwając sennie głową. — Przyszedłem na miejsce, aż do morza. Zdala, zdala. Zza siedmiu gór, zza siedmiu rzek. Nie małom pogubił braci. Poginęli mi najmężniejsi w długich drogach, w zażartym boju. Słuchajcież wy, co śpicie w ziemi włoskiej, w ziemi francuskiej, w Szwajcarach, w niemieckiej ziemi: pognębiony jest Krzyżak i pognębiony jest Fryderyk! Szatan na wieki powalony jest o ziemię! Prawica boża popchnęła cesarza Francuzów i jego armie, ażeby tu szły miażdżyć szatana. Ludy obce — Franki, Bretony, Burgundy, Szwajcary, Belgowie, Holendry, Włochy, Badeńczycy, Sasy — musiały przyjść tutaj, nad Wisłę, tylekroć od wrogów