oczu przestrzeć, gdy już trzeba było wracać na oznaczoną w rozkazie z góry godzinę i minutę. Wrócił oczywiście, na oznaczoną godzinę i minutę, bez chwili opóźnienia. Na odjezdnem mówił do sąsiadów i znajomych, którzy go żegnali, iż czuje się wyrestaurowanym, silniejszym i pewniejszym po przebytych miesiącach w otchłaniach oceanów i mórz, — bardziej jeszcze zimnym, doskonałym i gotowym do czynu, zupełnie, jak jego ukochana »U. 72 a«. W takim właśnie nastroju lustrował statek od końca do końca, od wyrzutni torped, poprzez izbę załogi, pomieszczenie akumulatorów, nawę centralną, kotłownię, maszyny, motor elektryczny, skrytkę oficerską i kesony zabezpieczające. Oglądał okiem znawcy i poskromiciela owe wewnątrz statku dzikie zwierzęta uśpione, które drzemały posłusznie, gotowe ocknąć się i wybuchnąć na każde jego skinienie w głębokości siedmiu metrów pod wodą. Gładził dłonią olbrzymie cylindry, potężnie nitami skowane, leżące wzdłuż ścian łodzi, lufy gruboskórne, w których wnętrzu zawiera się powietrze ścieśnione, owa siła fundamentalna istnienia, oddechu, działania, zanurzania się i wypływania, a wreszcie moc zadawania śmierci wrogom. Lustrował manometr, dobrotliwy, ostrzegawczy i wskazujący znak, czy dosyć jest dla oddechu powietrza, czy ono jest dostatecznie czyste i jak długo jeszcze trwać może wędrówka pod wodą. Oglądał szczegółowo ster i wały śruby okrętowej, ślniące od pracy i tłuszczu, — tudzież sześć poziomych, siostrzanych sterów do zamykania i otwierania water-ballastów. Odnowa, pieczołowicie badał swe drogocenne delikatne i precyzyjne przyrządy, z któremi zrósł się
Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.