Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

Dzień spychał dzień i tydzień spychał tydzień. Gdy przyjechał Otto, chodzili na grób Rudolfa we dwoje. Łączyła ich miłość do zmarłego, — ją małżeńska, — jego braterska. Siadali na skraju płyty i trawili godziny w milczeniu, albo wypowiadali wyrazy nieliczne, — jakaż bowiem mowa mogła ich żal wyrazić? To też dyskutowali nieraz o rzeczach obojętnych. Otto opowiadał Teresie o swych wyprawach, tak dziwacznych, fantastycznych, straszliwych, jak o rzutach w oceanie rekina z ludzką duszą, w jednej osobie piraty, bersekiera i rycerza z bajki. Słuchała go z dziecięcym półuśmiechem, z panieńskiem zalęknieniem, napoły wierząc, iż takie sprawy mogły się w istocie wydarzyć. Zbliżyli się wtedy i zespolili duchowo, jak brat z siostrą — w ciągu trzech dni zaledwie. Oto był wreszcie na tej ziemi człowiek, któremu mogła powiedzieć wszystko, co czuje, wyrazić wszystek żal i nietylko żal, lecz wypłakać łzy, nurtujące z głębi serca, — wyznać krzywdę swoją, — zanieść skargę na los, — wyspowiadać się w małych a wszystko obejmujących słowach, w niemądrych a głębokich okrzykach, w krótkich powieściach, w spojrzeniach, w westchnieniach, w przemilczeniu. Wszystkiego wysłuchał. Wszystko umiał zrozumieć, jak sędzia, doradca, nauczyciel, pocieszyciel, lekarz, — bardziej, niż brat, bo prawdziwie, jak siostra. Jak we śnie, Teresa szła z nim codziennie, rano i wieczorem, za dnia i w nocy, na grób męża i, jak we śnie niepojętym, tam z nim przebywała. Byli razem We dwoje. Byli trzema osobami, a jedną jedyną duszą. Gdy zimne marcowe noce ściskały ziemię, a wiatr przenikał park opustoszały, Otto otulał Teresę płasz-