Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

ze wściekłą rozpaczą, — zdawało się, że gdyby mu kazano dyabłu duszę sprzedać za uratowanie życia, sprzedałby ją bez wahania, a jednak kłamał bezczelnie. Gdy kapitan skończył z pierwszym, zadał pytanie drugiemu z kolei:
— Kto został na statku?
— Kapitan.
— Jak się nazywa kapitan?
— Albert Duval.
— A inni oficerowie?
— Wsiedli do małej łodzi z kolei starszeństwa. Ostatni nie znaleźli już miejsca.
— Czy jest kto jeszcze na statku?
— Zdaje się, że niema nikogo. Sam tylko kapitan Albert Duval.
Trzeci z kolei marynarz jeszcze głośniej, niż tamci dwaj, wypowiedział, a raczej wywrzeszczał, iż statek nazywa się »Villaret-Joyeuse«, a kapitan nazywa się Albert Duval, — iż wszyscy oficerowie po kolei starszeństwa mieli wsiadać do łodzi, lecz dla starszych już miejsca nie było, jakoteż dla wielu marynarzy, którzy rzucili się w morze.
Wysłuchawszy trzeciego z wyłowionych rozbitków, Otto von Arffberg wrócił do pierwszego w tym szeregu i potężnym zamachem nogi w brzuch go kopnął. Marynarz francuski magnął kozła i zleciał w morze. Klang rżnął między oczy drugiego z brzegu i potężnym kopniakiem zepchnął na łeb, w tył trzeciego. Wszyscy trzej zanurzyli się w wodę, wychynęli, znowu zanurzyli się i znowu wychynęli. Wreszcie to ten, to ów wypłynął na spiętrzone, białopienne wały, parskając,