Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.




W pewnem stanowisku wojennem około Góry nad Notecią spotkali się nieoczekiwanie dwaj przyjaciele z lat szkolnych, January Pawłowiak, i Henryk Zboszyński. Cztery lata wojenne rozdzieliły ich zupełnie. Los zdarzył się, iż, pomimo nieustannych wędrówek z frontu »zachodniego« na »wschodni«, a ze »wschodniego« na południe, ni razu się nie spotkali. Dopiero tutaj, nad Notecią, po zdobyciu Żnina, Szubina, Łabiszyna w »armii wielkopolskiej« tenże los rzucił ich znienacka we wzajemne uściski. Z niedowierzaniem patrzyli na siebie. Z radością stwierdzali, że ich oczy nie mylą. Raz wraz wybuchali śmiechem, wskazując sobie takie lub owakie objawy tej narodowej wojny z Prusakami. Oto oni, dwaj oficerowie niemieccy, prowadzą narodową wojnę z Prusakami! Dawno ją, — do licha! — piastowali w duszach. Idą na Nakło! Idą na północ! Ku morzu! Wciągu kilku dni opanowana jest Września, Gniezno, Biedrusko, Śrem, Śmigiel, Wągrowiec, Krotoszyn, Kościan, Jarocin, Ostrów, Mogilno, Żnin, Rogoźno. Całe Księstwo uchwyciło się hasła, danego z Poznania. Czekano na nie cierpliwie, z utęsknieniem, z zapartym oddechem. Cóż dziwnego, że rozbrajanie Niemców dokonało się wszędzie, jak jeden odruch wydanej poprusku żelaznej komendy. Sprawa była prosta, gdzie garnizon