Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/312

Ta strona została uwierzytelniona.

przeszkód takich! Po co wam te przeszkody? Co z tego macie?
Odpowiedzieli chórem rybacy:
— Polskich żandarmów!
— Polski żandarm konfiskuje wasze ryby i po paskarskiej cenie cichaczem je sprzedaje, czy wiecie, dokąd? No, czy wiecie?
— Do Gdońska! — wywrzeszczeli rybacy.
Śmiech po wielkiej gromadzie przeleciał, jak wiatr po zbożu.
Knop wstąpił wyżej na stos kamieni, nogę prawą o głaz najwyższy oparł niedbale, zaciągnął się tęgo dymem i rzekł, wyciągając rękę z gestem znamiennym:
— Gdzieś za górami, za lasami panowie świata, Anglik z Francuzem, handlujący narodami i ziemiami, przehandlowali ten kraj. Tak im z rachunku wypadło, że go Polsce odstąpili. Czy wam źle było z Niemcami? Jakiem prawem Polska przychodzi tu dotąd?
— Stul pysk! — zionęło, jak pocisk z głębi tłumu
— Czemu? Prawdę powiadam.
— Ja się pięć lat okrągłych terał we wojnie, wszy me żarły, w krwawych bitwach stojałem o to, żeby Polska przyszła tu dotąd!
Tak wołały jakieś usta spod rogatej, spłowiałej, szarej czapczyny.
— A ja to samo w krwawych bitwach stojał o co innego.
— O co? — wydarł się tamten.
— A o to, widzisz, te rogacz, — wołał ktoś z głębi zbiegowiska, — żeby go kajzer mógł widzieć przez szkiełko, jak na paradzie w Berlinie będzie w parade-