Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

czeniu myśl, że wśród nich wszystkich ona jedna, wyśmiana kobieta, jest w istocie oficerem. Stary major, ojciec licznej rodziny, dorosłych córek, od dawien dawna w Polsce mieszkający, począł się drapać po bokobrodach i coś zagadał do swych subalternów. Rewidującemu podoficerowi rozkazał:
— No, szukać tam dalej! Marsz! Tu nic ciekawego niema.
Sam wyszedł do sąsiedniego pokoju. Tam oficerowie, — jedni na kanapie, inni na sofie, a reszta wprost na dywanie podłogi rozciągnięci w ubraniach, — pociągali z manierek.
W drugiem skrzydle dworu, w kuchni i śpiżarni, w składach i drwalniach odbywała się rewizya. Nadszedł podoficer i zameldował, że we dworze nic podejrzanego nie znaleziono. W śpiżarni niema ani kawałka chleba, ani szczypty mąki. Oficerowie klęli i stękali.
Panna Salomea pozostała w pokoiku sama, w głębokiem pogrążona zamyśleniu. Obok niej na stole płonęła latarnia, oświetlająca twarz i postać. Wojownicy, zgromadzeni w salonie, patrzeli ze swych miejsc na pannę Miję i nie mogli oderwać od niej oczu. Pewien chudy, kościsty blondyn z długiemi wąsami, leżąc na dywanie, potrącił nogą towarzysza i szepnął z westchnieniem:
— Ależ dziewka!
— Krasawica... — zgodził się tamten.
Raskrasawica! — dorzucił trzeci, niepytany.
Po chwili znów rozszerzył się między nimi szept: