Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

ledwie zbierający i zdecydował, że trzeba go przeciąć.
Szczepan poszedł sprawować wartę na dworze, — panna Salomea musiała podsuwać i trzymać miednicę, dostarczać ciepłej wody, ręczników i szarpi. Doktór bezlitośnie rozciął nabrzmienie i jął sondą szukać kuli w głębokościach rany. Chory wił się w katuszy, żywcem krajany. Operacya dokonywała się przy blasku, rozchodzącym się z płomyka świeczki łojowej w latarni. Lekarz męczył się, szarpał, mocował, szukając swemi narzędziami kuli, i w pasyi najgłębszej nie mógł jej znaleźć. Probował raz, drugi, trzeci, czwarty — i dziesiąty, — nadaremnie. Książę raz wraz mdlał z bólu, krzyczał pod nożem, — wreszcie począł bronić się, bić, policzkować doktora i pannę. Lekarz musiał odstąpić. Pościel była zalana krwią, — podłoga, sprzęty i naczynia okrwawione. Założył tedy umiejętny opatrunek, zawiązał wszystkie rany i oświadczył, że odjeżdża. Zaznaczył, że trzeba czekać. Chory miał nadal leżeć w łóżku. Panna Salomea kazała Szczepanowi, żeby podał konie. Była głęboko zasmucona. Cały jej wysiłek poszedł na marne. Wskoczyła na miejsce furmańskie i gdy chirurg się usadowił, pognała w cwał tąsamą drogą.
Jakże przykrą była ta jazda, ileż znów w niej było beznadziei! W dodatku doktór nie zachowywał się poprawnie, — był dość brutalnym poszukiwaczem swego honoraryum. Znużona odtrącaniem go, pełna gniewu, ohydy i męki dusznej odstawiła eskulapa do miasta. Zdala od rogatek, w polu wysiadł i, dla ostrożności, udał się do swych pieleszy na piechotę.