namysłem i skupioną uwagą. Młodszy pisał. Później ów sekretarz odczytywał dyktando, a Olbromski czynił adnotacye i uwagi. Skończywszy z tem, przeglądali poszczególne papiery, jakoweś wykazy, czy sprawozdania, coś wykreślali na składanych mapach, wymierzali cyrklem i kreślili w długich regestrach. Oczy ich były w tę robotę wlepione, rysy stały się ostre i surowe, twarze wyrażały przejęcie się do cna i do ostatka. Skończywszy swoją robotę, obejrzeli starannie drzwi i okna. Młodszy wziął ze sobą latarnię i wyszedł, ażeby zlustrować cały dom, wyjście na tyły dworskie, skąd można było uciec w ogród. Hubert Olbromski siedział w wielkiej izbie. Zapalił świecę woskową, którą miał w torbie i, podparłszy na ręku głowę, czytał jakiś papier. Weszła panna Brynicka, żeby ułożyć na posłaniach cieplejsze okrycia. Olbromski zagadnął ją:
— Przepraszam, że panią zapytam o jeden szczegół. Pani wymieniła swe nazwisko, — Brynicka, nieprawdaż?
— Tak jest.
— A czy też w rodzinie pani nie było krewniaka, żołnierza z rewolucyi?...
— Mój ojciec służył wojskowo w rewolucyą.
— Wysoki, tęgi, z sumiastym wąsem? Twarz pociągła... Małomówny... Nazywał się Antoni.
— Mojemu ojcu Antoni na imię.
Olbromski uśmiechnął się. Oczy mu zaszły mgłą. Mówił jakby o rzeczy nieważnej, przygodnej:
— Widzi pani... Gdy byłem małym chłopcem, — miałem dziesięć lat, — przed tamtą rewolucyą, are-
Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.