nem wyczekiwaniu. Ale każdy jej krok, ruch, myśl, każde uczucie i zamiar — były na jego skinienie, dla jego dobra. Nie chciała, żeby o tem wiedział. Wstydziła się, jak śmiertelnego grzechu, tych usposobień. Kryła się z nimi przed nim i osłaniała je zewnętrzną szorstkością, ale też tem boleśniej łamała się i męczyła w sobie. Dawniej spali w jednej izdebce. Gdy noce nie były już tak zimne, wynosiła posłanie do dużej stancyi. Dopóki nie miała w sobie tych szczególnych uczuć, mogła spać w tamtym pokoju, obok rannego i nic sobie nie robić z opinii wszystkich ludzi, którzyby o tem wiedzieć mogli. Teraz, gdy poczuła ową niezdławioną, niezniszczalną obawę przed odejściem Odrowąża, wstydziła się być z nim nocami razem, — wstydziła się nieobecnych i niewiedzących ludzi, a nawet siebie samej. Co prawda, — zatliło się w niej pragnienie, żeby go całować w łagodne usta i w smutne, cieniem zasnute oczy. Częstokroć w nocy umyślnie przy jego łóżku zostawiała latarnię i, skradając się na palcach z drugiego pokoju do drzwi sypialni, patrzyła bez końca na te usta i na oczy, zakryte powiekami. W tem topieniu oczu w jego ustach była rozkosz śmiertelna.
Pocałunek nie był obcy jej wargom. Wychowana w domu, gdzie było wielu chłopców dorastających, kuzynów, krewniaków, — gdzie trwał nieustanny zjazd gości, sąsiadów i znajomych, — piękna panienka była przedmiotem ciągłej wszystkich pokusy. Nie miała możności odeprzeć wszelkiego rodzaju nagabywań i zalotów, a ulegając im, sama zapoznawała się ze zdradziecką siłą powłóczystych spojrzeń,
Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.