czeństw, trwóg i załamań w duszy. Toczyła narady z panią Rudecką, a ta, oczywiście, myślała jota w jotę tosamo. Pozostawała kwestya naradzenia się z Salomeą i synem. Lecz tu siły opuszczały nieszczęsną matkę. Miała do wykonania czyn prosty, a potrzebujący przezorności i rozumu najbieglejszego dyplomaty, — a może siły katowskiego ramienia... Pani Odrowążowa płakała rzewnemi i gorącemi łzami, patrząc na Salomeę i jej troski, — na jej około rannego zabiegi i starania bez pamięci i bez rozumu, — na zatraconą i oszalałą miłość, która samej panience wydawała się być starannie ukrytą, a była jawną, jak na dłoni. Och, jakże było podejść do tego uczucia z notą nieubłagania, która już była wypisana... Księżna nie miała siły. Bała się również syna. Nie wiedziała, co też on powie. Przeżyła już jednę jego tajemną ucieczkę do lasu, do partyi. Tymczasem, wśród tych wahań, odbywających się w świecie, a raczej w zaświeciu i śnie uczuć, jak zawsze, — czyniło swoje — fizyczne zdrowie. Gdy młody Odrowąż począł przychodzić do siebie, jego matka, która wszystkich etapów choroby nie widziała, traciła o niej pamięć i o wszystkiem, co z chorobą było związane. Malały, oddalały się, nikły cierpienia, trudy, starania, zabiegi i troski, poniesione i przedsięwzięte dla odzyskania i przywrócenia tego zdrowia. Tonęły w niepamięci i wsiąkały w nicość ponure okoliczności, tamtej sprawie towarzyszące, a w miarę tego procesu zmniejszały się zasługi panny Mii. Przed oczyma matki wyrosła nowa góra trosk o przyszłość. Przed tą zaś przyszłością stała
Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.